czwartek, 23 czerwca 2011

Moje pierwsze auto : Peugeot 106 - mini recenzja auta

    Witam wszystkich !! Chciałbym podzielić się z wami moimi wrażeniami z użytkowania mojego pierwszego w życiu auta Peugeot-a 106 pierwszej generacji z 1996 roku. Jest to małe autko w sam raz na miasto lub na krótkie trasy. Idealnie nadaje się dla osób młodych, którzy cenią w autach ekonomiczność, wygodę i łatwość prowadzenia. Ale po kolei ... żeby mój opis nie był chaotyczny postanowiłem opisać auto w kilku kategoriach: silnik, skrzynia biegów, układ jezdny, widoczność, ergonomia, wentylacja, przestrzeń i ekonomiczność.




























Silnik:
Moje auto posiadało silnik o pojemności 1100cm3 i mocy 60KM. Dzięki temu, że auto jest stosunkowo lekkie, silnik nie miał większych problemów z napędzaniem autka. Powiem więcej, przy mocnym wciskaniu gazu przy ruszaniu z miejsca mógł za sobą zostawić w tyle nie jedno auto z mocniejszym silnikiem. Jednym słowem przy niskich prędkościach do 70-80 km/h silnik bardzo dobrze dawał sobie radę. Niestety gorzej było z prędkościami powyżej 80km/h. Wtedy to auto traciło swój wigor a wskazówka prędkościomierza bardzo wolno i opornie podchodziła do góry. Raz udało mi się przy sporym wysiłku i dłuższym czasie osiągnąć te 140km/h ale wtedy myślałem, że silnik wyskoczy z ramy :) Aby wyprzedzić inne auto na trasie, także trzeba się wiele natrudzić. Poza redukcją biegów i zwiększeniu obrotów silnika potrzebna jest do tego manewru spora ilość wolnego miejsca, gdyż samo wyprzedzanie tym autem wydaje się, że trwa wieczność.
Ocena ogólna: 3,75

Skrzynia biegów:
Skrzynia biegów w aucie pracowała w miarę płynnie lecz troszkę głośno. Czasami były problemy przy wpinaniu "jedynki". Zimą, przy dużych mrozach to było nie lada wyzwanie. Pozostałe biegi działały bez problemów.
Ocena ogólna: 3,30

Układ jezdny:
Prowadzenie tego auta to super przyjemność i komfort, jeśli droga po której jedziemy jest w miarę prosta. Przy większej ilości ciasnych zakrętów auto bardzo się przechyla na boki, nawet przy mniejszych prędkościach. Miękko zestrojone zawieszenie dawało sporo wygody podczas jazdy po polskich, nie do końca równych drogach. Praca zawieszenia na dziurach nie była wcale głośna i o dziwo zawieszenie było bardzo wytrzymałe. Poza drobnymi naprawami obyło się bez większych problemów. Niestety moje auto nie posiadało wspomagania kierownicy przez co nie raz musiałem się sporo nakręcić kierownicą na ciasnym parkingu.
Ocena ogólna: 3,50

Widoczność:
Auto posiada ogromne szyby przez co widoczność zarówno do przodu jak i na boki oraz do tyłu była doskonała. Parkowanie tyłem tym autem to łatwizna dzięki super widoczności. To jest jedna z lepszych cech tego auta.
Ocena ogólna: 5,00

Ergonomia:
Wszystkie przyciski i wskaźniki w zasięgu wzroku i ręki. Wygodne rozmieszczenie dzięki czemu już po kilku dniach można używać przycisków bez odrywania wzroku od jezdni. Łatwo można zapamiętać ich rozmieszczenie, może również dlatego, że nie było ich wiele. Auto nie posiadało elektrycznych szyb ani fabrycznego radia. Dlatego ilość przycisków była ograniczona. Jeśli chodzi o wskaźniki najbardziej brakowało mi obrotomierza, na którego miejsce producenci umieścili zwyczajny zegar wskazówkowy. Największym problemem było odszukanie klaksonu. Pierwszy raz widziałem klakson w tak dziwnym miejscu. Ukryty był w lewym drążku na kierunkowskazie. Absurdalne rozwiązanie. Kto by znalazł klakson w razie jakiejś nagłej sytuacji??
Ocena ogólna: 2,70



Wentylacja:
Brak klimatyzacji - ale nie ma co się dziwić w tak starym aucie z 1996 roku. Poza tym dmuchawa działała ok ale tylko zimą. Auto błyskawicznie się nagrzewało i momentalnie się robiło ciepło nawet przy mrozach do -20st.C. Latem przy sporych upałach dmuchawa na nic się zdała. Trzeba było brać za korbkę i otwierać do oporu szyby.
Ocena: 3,20

Przestrzeń:
Sam jestem niewysoką osobą dlatego dla mnie miejsca w aucie było wystarczająco. Inni także nie narzekali. Zarówno z przodu jak i z tyłu dało się komfortowo podróżować. Ogromną zasługe mają w tym także super wygodne fotele. Jakież one były miekkie i cudowne. Nigdy nie siedziałem na wygodniejszych siedzeniach w aucie. Az żal było wysiadać, żadna podróż nie męczyła. Szkoda tylko że przednie fotele mają słabe trzymanie na boki. Na zakretach trzeba się łokciem zapierać o drzwi :) Bagażnik nie wiem ile ma litrów ale jest dosyć pojemny. Dla małej rodzinki na wyjazd na wakacje wystarczy.
Ocena : 4,30

Ekonomiczność:
Mimo małej pojemności silnika, mocy i lekkiej masy auta spalanie było dość wysokie. W mieście auto potrafiło w korkach spalić nawet do 9 litrów benzyny bezołowiowej 95. Na trasie przy spokojnej jeździe około 6,5 litra.
Ocena : 3,50

PODSUMOWANIE:

Bardzo fajne, małe, miejskie auto. Nigdy nie miałem z nim większych problemów. Jesli już trafił do warsztatu to do drobnych napraw związanych z elektryką i silnikiem. Nic poważnego. Poza tym można je normalnie uzytkować dbając o wymnę płynów, hamulców, elementów zawieszenia gdyż poźniejsze awarie mogą okazać się kosztowne. Ogólnie bardzo pozytywne i przyjemne autko.

Plusy:
- dynamiczny silnik przy prędkościach do 80km/h
- super wygodne, miękkie siedzenia
- dobre, miękkie, komfortowe zawieszenie
- błyskawiczne nagrzewanie auta zimą
- małe, zwrotne
- brak większych problemów technicznych

Minusy:
- słaba dynamika silnika przy prędkościach powyżej 80km/h
- trudności z wyprzedzaniem
- słabe trzymanie foteli na boki
- niebezpieczne przechyły nadwozia na zakrętach
- brak klimatyzacji, elektrycznych szyb, fabrycznego radia, wspomagania kierownicy i ABS-u

Ocena ogólna : 3,65

Wystawa Rafała Olbińskiego ,,O prawdziwym obliczu plakatu”




,,ODKRYWANIE ŚWIATA”
,,Upadamy wtedy, gdy nasze życie przestaje być codziennym zdumieniem…”
(A.Rojek, Myslovitz ,,Mieć czy być”). 

Człowieka zdumiewa życie dopóki istnieją w nim; ciągła niepewność, niedopowiedzenia, coś ukrytego, a intrygującego i tajemniczego. Na zasadzie zdumiewania działają także prace Rafała Olbińskiego. Artysta jakby zaszyfrował świat w obrazach używając do tego swoich ulubionych znaków, którym ,,nadał magiczną moc”.
Uczestnicząc w wystawie pt. ,,Prawdziwe oblicze plakatu” mamy możliwość odbyć inspirującą wędrówkę po wielowymiarowym świecie, jaki stworzył artysta. Świat ten jest surrealistyczny i bajkowy. Prowokuje nas do myślenia i pobudza wyobraźnię. Specyficzny nastrój plakatów sprawia, że odbiorca może poczuć się, jakby sam uczestniczył w świecie, jako jedna z baśniowych postaci. Atmosfera cechująca plakaty\ rysunki Olbińskiego może wprawić nas w zdumienie, gdyż operuje wieloznacznością i niedomówieniami. Artysta potrafi pojęciom oczywistym, pozornie jednoznacznym nadać drugi wymiar. Przyglądając się obrazom z każdą chwilą odbiorca odkrywa coś nowego, zagłębia się w kolejne warstwy znaczeń (sam Olbiński charakteryzuje swoje prace, jako ,,malarstwo metaforyczne”). Percepcja dzieł malarskich artysty jest niczym wędrówka po świecie nasyconym magią, pełnym zagadek, zaułków. Wędrówkę można odbyć zarówno w sensie przenośnym (dzięki wyobraźni), jak i dosłownym − możliwości przestrzenne galerii sprawiają, że odbiorca może stopniowo wkraczać do ,,świata baśni”. Następnie wędrówka odbywa się w głąb do korytarzy, przedsionków, gdzie można spotkać najrozmaitsze postaci od Romea i Julii, Mistrza i Małgorzatę, przez Króla Edypa, Rusałkę, Chopina po kobiety – syreny, kobiety – anioły i inne baśniowe stworzenia utworzone na kanwie realnych postaci. Wędrówka ta okazuje się kroczeniem po labiryncie, choćby ze względu na dowolność umieszczonych na ścianach dzieł, które nie sposób uporządkować według określonego kryterium. Ponadto sama specyfika obrazów – ich zagadkowość, metaforyka wprawia odbiorcę w stan ciągłego poszukiwania właściwej drogi. Labirynt ten tworzy: 50 plakatów operowych i ponad 20 rysunków z kolekcji własnej artysty uważanego za  - ,,Króla plakatu operowego”. Sam Olbiński przyznał (żartując) podczas wernisażu wystawy, że : ,,To jest też taki surrealistyczny paradoks naszej cywilizacji, że taki facet, jak ja, który nie ma słuchu za grosz, robi się ekspertem od muzyki”. Jednak sposób w jakim artysta interpretuje w swoich pracach muzykę sprawia, że uzyskuje ona dodatkowy walor – malarskość nasyconą metaforyką z pogranicza symbolizmu i surrealizmu.
            Rafał Olbiński jest niedoścignionym twórcą plakatu operowego na całym świecie. Z pochodzenia Kielszczanin. W 1969 r. ukończył Politechnikę Warszawską (Wydział Architektury). Po studiach zajął się grafiką współpracując z czasopismem Jazz Forum. W 1981 r. wyemigrował do Paryża, a rok później na stałe do Nowego Jorku (tu też zmienił imię i nazwisko z Chałupków na Olbiński – będące panieńskim nazwiskiem matki). Jego prace są eksponowane w renomowanych galeriach i muzeach m.in. w Bibliotece Kongresu, Muzeum Sztuki Nowoczesnej, Cornego Fundation w Nowym Jorku. Olbiński ponadto współpracuje z prestiżowymi czasopismami, jak np. ,,Newsweek”, ,,New York City Times”, ,,Der Spiegel”, których okładki często stanowią jego prace. Jego twórczość jest szeroko nagradzana na wielu konkursach międzynarodowych.
Na wystawie w Galerii Gardzienice znalazły się plakaty i rysunki ze spektakli New York City Opera , Philadelphia Opera oraz polskich teatrów operowych.. Wśród plakatów\ rysunków znalazły się m.in. ,,Kopciuszek” J. Straussa, ,,Salome” R. Straussa, ,,Napój miłosny” G. Donizettiego, ,,Lorelei” A. Cataloniego, ,,La Donna del Lago” G. Rossiniego, ,,Rusałka” A. Dworaka, ,,Turandot” G. Pucciniego, ,,Un Ballo Maschera” G. Verdiego. W pracach Olbińskiego nastrojowość przejawia się w zaskakującym uchwyceniu chmur, okien i łuków otwartych na kontrastujące z tłem krajobrazy. Motywem przewodnim, a zarazem ulubionym dla artysty są kobiety. Ukazane są same lub często w subtelnym toczącym się niemal na skraju podświadomości układzie ,,relacji” z mężczyzną. Postać kobieca na obrazach mimo, że jest dominująca to i tak mężczyzna okazuje się tu być zdobywcą i zdobyczą. Dla kobiety wydaje się on być sensem i celem mimo, że to on kroczy ku niej, rozciąga linę w jej kierunku, czy przechodzi morze by być z nią. Olbiński eksponuje nie tylko cielesność kobiecą, ale też jej świat duchowy, który interpretuje w charakterystyczny dla siebie sposób np. naga kobieta stojąca w pokoju z oknami na dzień i noc (,,Wizyta”), czy opierająca nogi na księżycu i patrząca w gwiazdy (,,Trzeci wymiar czasu”), spoglądająca w skupieniu na profil męski zarysowany dymem (,,La Boheme”) oraz wiele innych obrazów ukazujących kobiety w stanie oczekiwanie, przeistaczania się w syreny, anioły lub zespolone z naturą, by najpełniej wydobyć ich przeżycia wewnętrzne.
W uchwyceniu skomplikowanej natury kobiecości artysta posłużył się poetyckimi metaforami, które nadały tym obrazom klimat sennych marzeń.
Plakaty Olbińskiego pod względem estetycznym charakteryzują się specyficzną kreską i czcionką co wpływa na ich rozpoznawalność. W pracach artysty można odnaleźć nie tylko walory estetyczne i artystyczne, ale i cząstkę siebie – poszukiwacza i odkrywcy, który nie chce poddawać się, upaść, ale ciągle odkrywać świat . Choć Rafał Olbiński w swoich dziełach prezentuje nam świat odmienny od realnego to jednak uniwersalność przekazu może okazać się tym - ,,prawdziwym obliczem”, czyli wskazówką, że świat wymaga ciągłego odkrywania i doszukiwania się w nim tego co nie zostało nam bezpośrednio ukazane. Odkrywanie tego prawdziwego oblicza, sensu życia. W Polsce projekty Rafała Olbińskiego to obok prac takich twórców, jak  chociażby Jarosław Kukowski, Wojciech Siudmak, Jacek Kowalski – Yerka, czy Zdzisław Beksiński  jedne  z popularniejszych i wartościowszych dzieł podejmujących tematykę surrealizmu. Wnoszących w naszą codzienność coś ‘nadrealnego’, a zatem zdumiewającego.
Wernisaż wystawy Rafała Olbińskiego - ,,Prawdziwe oblicze plakatu” odbył się w Galerii Gardzienice w Lublinie dn. 26 maja 2011 roku o godz. 18. Wystawę można oglądać do dnia 21.06.2011 r.


 
 

RECENZJA WERNISAŻU WYSTAWY ARTYSTY – RAFAŁA OLBIŃSKIEGO

          Dnia 26.05.2011 r. w Galerii Gardzienice w Lublinie odbył się wernisaż wystawy Rafała Olbińskiego ,,Plakaty\ rysunki. O prawdziwym obliczu plakatu”. Uroczystość ta przewidziana została na godzinę 18.00. Przed salą główną (gdzie miał wystąpić sam artysta) zgromadził się spory tłum  (ok. 50 osób). Ludzie dosłownie pięli się po schodach, gdyż przestrzeń korytarzy – poczekalni była zbyć wąska i z trudem można było się poruszać. Organizatorzy wystawy zapewne nie spodziewali się, aż tak licznego grona ‘wielbicieli’ więc Pani kurator -  Zuzanna Zubek co chwilę donosiła plik ulotek - książeczek na temat twórczości artysty. Spodziewano się prawdopodobnie, że zgromadzeni mogliby brać więcej ulotek niż zaleca się ( 1 na osobę ). W takiej sytuacji dość komicznie wyglądały biegające Panie z ulotkami, które następnie zostawiały na małym stoliku zastawionym dość skromnym poczęstunkiem. Uroczystość opóźniała się , ale  Zuzanna Zubek co jakiś  czas prosiła przybyłych o cierpliwość, przepraszała i widać było po jej ruchach zmieszanie (to skłaniało do przyjęcia postawy wyrozumiałości zapewne u większości osób). Przed wpuszczeniem do sali rozdawano do degustacji wino co wzbudziło chwilowy entuzjazm wśród oczekujących. Pani, która nadzorowała całą uroczystość, jak i asekurujące ją inne panie doskonale radziły sobie z zapełnianiem czasu przeciągającego się w oczekiwaniu na rozpoczęcie. Do sali wpuszczono nas o 18.40. Ta niewielka sala ozdobiona została plakatami i rysunkami na ścianach sprawiając niemal wrażenie ,,malutkiej komnaty”. W centrum – scena oświetlona dużą lampą. Zapowiadający nie zanudzał przybyłych, gdyż pokrótce nakreślił sylwetkę artysty i podsumował własną opinią: ,,Dla mnie prace Olbińskiego nie kojarzą się z muzyką, ale z kobietami”. Po tym treściwym wprowadzeniu na scenie mogliśmy ujrzeć i usłyszeć już artystę. Dotychczas stał on przy scenie koło mini-gościnnego pomieszczenia z którego się wyłonił. Wraz z jego wejściem na scenę operatorzy zaczęli majstrować przy wielkim, długim mikrofonie. Rozpraszało to uwagę słuchaczy, gdyż niektórzy zaczęli odwracać głowy i oglądać prace zamiast podziwiać artystę. Również kwestia z oświetleniem wydała się dość ,,podejrzana”. Lampę ustawiono tak, jakby wręcz oślepiała stojącego niemalże naprzeciw niej artystę. Można było odnieść takie wrażenie, gdyż Olbiński co jakiś czas patrzył w podłogę mówiąc do widowni. Być może to jego naturalne zachowanie ( pierwszy raz miałam okazję uczestniczyć na występie tego artysty, stąd też moje uwagi mogą okazać się mylące). Jednak czy to wina lampy, a może samego Olbińskiego to mniej istotne, bardziej zaś zaskoczyła mnie inna kwestia. W zapowiedzi wyczytałam o tym, że ,,artysta opowie nam o swojej twórczości”. Faktycznie była wzmianka, ale bardziej w pamięci utkwił mi dowcip, jakim uraczył zebranych. Żart ten dotyczył byłego prezydenta USA G. Busha – ,,W swojej prywatnej bibliotece, która spłonęła J. Bush miał dwie książki, a załamał się gdy je utracił bo jednej z nich nie zdążył pomalować”. W zamierzeniu dowiedzenia się ciekawostek z pracy twórczej artysty  wyniosłam zaledwie jedną:,,To jest też taki surrealistyczny paradoks naszej cywilizacji, że taki facet, jak ja, który nie ma słuchu za grosz, robi się ekspertem od muzyki”. Odniosłam wrażenie, że artysta w swoich wypowiedziach prowadził grę ze słuchaczami i to sprawiało, że niewiele można było dowiedzieć się o jego twórczości, która sama w sobie jest trudna do rozgryzienia. Możliwe, że Olbiński nie chciał nikomu narzucić interpretacji jego prac, a techniki jakimi się kieruje chciał zachować w tajemnicy. Niektóre z wypowiedzi artysty zagłuszały szmery, pomruki, czyli dawały o sobie znać niedociągnięcia nagłośnieniowe. Po przemowie Olbińskiego odbyły się podziękowania ze strony Pani – kurator, za jego przybycie. Ta część uroczystości odbyła się poza sceną za różnymi technicznymi urządzeniami nieco przysłaniającymi widok. Entuzjazm artysty i jego żarty - ,,Czy to z okazji Dnia Matki ten bukiet”  udzieliły się również publice wyrażone gromkim śmiechem, rozbawieniem. Po podziękowaniach można było uzyskać autograf od artysty i w miarę ‘możliwości’ porozmawiać z nim. Według mnie zabrakło atmosfery ,,intymności” by nawiązać kontakt z artystą. Ludzie napierali na niego ustawieni w kolejce i co jakiś czas kręcili się w ukazaniu swojego znużenia i zniecierpliwienia.
            Interesujący okazał się sposób realizacji wystawy. Składała się ona z ok. 50 plakatów i ok. 20 rysunków rozmieszczonych na dwóch kondygnacjach galerii. W pomieszczeniu będącym miejscem spotkania z artystą oraz w sali sprawiającej wrażenie mini-labiryntu. Można było poczuć jakby odbywało się wędrówkę po świecie baśni i snów. Całą zaś ekspozycję stanowiły projekty teatralne i operowe, które artysta sam wybrał z własnej kolekcji.
Uczestnicy byli w różnym wieku – od nastoletnich po starsze osoby. Odniosłam wrażenie, że ekspozycja prac wzbudziła wśród nich poruszenie i fascynację, a czasem zdziwienie. Dyskutowali w grupkach o pracach wyrażając zarówno pozytywne jak i negatywne opinie.
            Myślę, że wernisaż wystawy Rafała Olbińskiego, mimo opóźnień, niedociągnięć technicznych czy nie wyczerpującej przemowy samego artysty był wartościowym wydarzeniem. Ci, którzy wcześniej nie znali jego twórczości mogli poznać zarówno oglądając prace, czy przysłuchując się dyskusjom melomanów. Pasjonaci zaś mogli znów nacieszyć się obecnością artysty, podyskutować z nim czy innymi osobami, a następnie ciągle poszukiwać w jego pracach tego co ukryte w wielowymiarowym świecie.  Zachęcam zatem do uczestniczenia w wernisażach i wystawach artysty. Głównie ze względu na niezwykły klimat jego prac, jak i zagadkową osobowość samego artysty. Wydaje mi się, że w Polsce Rafał Olbiński jest znany nielicznym. Wiąże się to może z jego emigracją. Warto natomiast zwrócić uwagę na to, jakie jest jego ,,spojrzenie na świat” , bliskie takim artystom, jak Jarosław Kukowski, czy Zdzisław Beksiński w odniesieniu do surrealizmu, ale jednak wciąż indywidualne i według mnie bezcenne.

wtorek, 21 czerwca 2011

Sztuki walki : Aikido

  
   Aikido opiera się na zasadzie unikania starcia. W aikido należy minąć siłę i impet przeciwnika, wykorzystując je przeciwko niemu, wytrącając go z równowagi.
   Aikido jest uważane za niezwykle trudną sztukę walki, gdyż wymaga zgrania dwóch ciał będących w ruchu. Jeśli poruszymy się za wcześnie, to przeciwnik będzie mógł zmienić kierunek ataku - przecież nie atakuje na oślep! Jeśli poruruszymy się zbyt późno, nie zdołamy uniknąć ataku - efekt jest oczywisty.
   Aikido jest jedną z najbardziej widowiskowych sztuk walki. Każda ze sztuk walki zawiera elementy samoobrony, więc czym się wyróżnia aikido? Otóż tym, że w aikido nie ma technik ataku (uderzeń i kopnięć). Aikido składa się z samych technik obronnych. Dlaczego tak jest? Twórca aikido Morihei Ueshiba uważał, że napastnik nie jest wrogiem, tylko bratem który pobłądził i że starcie nie powinno zakończyć się okaleczeniem bądź śmiercią napastnika. Absurdalny pomysł? W dzisiejszych czasach brzmi to jak herezja.



Aikido bazuje na krawędzi absurdu. Nie chodzi o to, by wygrać lecz o to, by nie przegrać.
Jeśli myślisz o aikido jako realnej samoobronie, to musisz nastawić się na wiele lat ćwiczeń. Najpierw trzeba się nauczyć panować nad swoim ciałem czyli zastąpić swoje nawyki i odruchy reakcjami aikido. Kolejnym etapem jest nauka technik aikido. Ostatnim elementem jest panowanie nad ruchem napastnika, prowadzenie go w wybranym przez nas kierunku. Wszystkich tych elementów uczymy się jednocześnie na treningach aikido.
   Naturalnym odruchem na atak jest ucieczka, bądź odsunięcie się, by nie zostać uderzonym. Aikido każe zastąpić naturalne odruchy wyuczonymi. W momencie ataku należy przesunąć się do przodu (w kierunku atakującego) i na zewnątrz, pod małym kątem, by się minąć z napastnikiem, a nie zderzyć z nim (zejść z linii ataku). W efekcie mamy możliwość kontroli przeciwnika.



Czy aikido jest sztuką walki ?

   Jest to drażliwe pytanie, od dawna wywołujące gorące dyskusje wśród ludzi zajmujących się tematem: sztuki walki.
   Podstawowym zarzutem stawianym wobec aikido jest "podkładanie się" przez partnera. Patrząc na to z punktu widzenia zdrowia, to aikidoka musi się "podkładać" i współpracować, aby nie doznać kontuzji. Natomiast jeśli techniki aikido wykonywane są niestarannie to przeciwnik nie powinien "podkładać się" bezmyślnie, na zasadzie: bo tak trzeba.

   Problemem jest brak zdecydowanego i rzetelnie wykonanego ataku, który zmusza do pełnej koncentracji osobę broniącą się. W większości wypadków atak jest anemiczny, co wywołuje uśmiech u osób postronnych. Twórca aikido Morihei Ueshiba nie kładł nacisku na naukę ataku, gdyż jego uczniowie mieli doświadczenie, które wcześniej nabyli zgłębiając inne sztuki walki, a co za tym idzie, umieli atakować. W dzisiejszych czasach wiele osób trenujących aikido skupia się na nauce samej obrony, nie rozumiejąc, że poczucie dobrze wykonanej techniki na własnej skórze też uczy i pozwala zrozumieć sedno techniki aikido.

   Dopiero razem: atak i technika stanowią całość. Bez ataku nie ma techniki a więc i aikido. Instruktorzy tłumaczą to na treningach, ale niestety, nie dość często i wiele osób wręcz ignoruje informacje na temat ważności ataku. Bardzo częstą przypadłością jest nasz brak koncentracji podczas wykonania techniki aikido, ponieważ wiemy, że i tak nic nam nie grozi. Łatwo to sprawdzić ćwicząc zejście z linii ataku gdy uke wykonuje shomen uci (tzw. cięcie mieczem z góry na dół, wykonywane gołą ręką). W momencie, gdy do ręki weźmiemy coś imitującego broń (np. zwiniętą gazetę) jakość zarówno ataku, jak i techniki wzrasta i to wzrasta bardzo znacząco.

   Teraz druga strona medalu. Jeśli atakujemy rzetelnie, a druga osoba jest początkująca, to wiadomo, że nie poradzi sobie z obroną, co powoduje zniechęcenie do dalszego wysiłku. Dlatego konieczne jest umiejętne wyważenie stopnia trudności ataku, tak, aby obronienie się było możliwe tylko dzięki maksymalnej koncentracji na technice odparcia ataku.

   Następnym kłopotliwym elementem jest atemi. Uderzenie mające na celu zdekoncentrowanie atakującego, wytrącenie go z równowagi oraz odwrócenie jego uwagi od tego co robimy. Tutaj też jest kłopot bo pomimo tłumaczenia osoby początkujące nie odchylają głowy widząc atemi tylko stoją niewzruszone. Dlatego też często atemi jest zatrzymywane przed twarzą. Efektem takiej sytuacji jest machanie ręką przed twarzą co wygląda jak oganianie się od muchy.

   W świetle powyższych rozważan mogę zaryzykować następujące stwierdzenie: aikido jest sztuką walki, ale trzeba ją w taki sam sposób traktować na treningu. Dobry zdecydowany atak skutkuje porządnie wykonaną techniką. Nie wolno doprowadzać do sytuacji, kiedy człowiek trenując wiele, nawet kilkanaście lat: opłaca składki, leczy kontuzje, posiada jakiś stopień mistrzowski, na macie wykonuje wszystkie techniki, a na ulicy zostaje pobity przez dwóch ludzi.